poniedziałek, 8 lipca 2013

Rozdział 13

Z perspektywy Alice.

  W ciszy, trzymając się za ręce zeszliśmy na dół.
-O kurwa...-zagwizdał Louis - Chłopaki! Mamy tu bliźniaki syjamskie!- wydarł się z całych sił.
Razem z Harrym popatrzeliśmy po sobie. Zrobiłam minę typu "Are you fucking kiding me?", ale już po chwili wszyscy zwijali się ze śmiechu. Łącznie ze mną.
-Wy się jakoś zmówiliście, czy jak?- zapytał Liam, gdy w pokoju zapanował jako taki spokój.
-Wyszło w praniu- wyznał Hazz, wzruszając ramionami. Wyswobodził rękę z mojego uścisku i podążył w stronę skórzanego narożnika. Gestem zaprosił mnie, aby zajęła wolne miejsce tuż koło niego. Pokręciłam przecząco głową i rozejrzałam się po pokoju. Wszystko wydawało się całkiem normalne.. No, oprócz jednego szczegółu.
  Podeszłam do czarnowłosego Mulata, który siedział na dużych poduszkach w kącie salonu. Wzięłam jedną z nich i usiadłam obok. Chłopak całą swoją uwagę skupił na komórce, którą trzymał w dłoni. Patrzał na nią z nie dowierzaniem, a pojedyncze łzy ciekły mu po policzkach, jednocześnie zalewając ekran dotykowy urządzenia.
-Zayn...
Nie zareagował. Wzrok ciągle miał utkwiony w wyświetlacz.
-Zayne...- z nadzieją, ze w końcu na mnie zerknie, ponowiłam próbę.
Powoli, powolutku, przekręcił głowę w moim kierunku. Gdy w końcu spojrzał mi w oczy, w jego własnych dostrzegłam taką ilość bólu, której nigdy nie spodziewałabym się po tak radosnym człowieku jak on.
Przełknęłam głucho ślinę i zapytałam:
-Zayn.. Powiesz mi co się stało?
 Brązowooki przez chwilę milczał. Spoglądał pustym wzrokiem w jakiś punkt, gdzieś ponad moją głową. A gdy w końcu zdecydował się powiedzieć mi o co chodzi, z jego ust wypłynęły tylko dwa zdania:
-Perrie zerwała ze mną. Przez sms'a.
Zaniemówiłam. Tak naprawdę, spodziewałam się wszystkiego. Naprawdę WSZYSTKIEGO. Ale nie tego. Jaki człowiek zrywa długotrwały związek z przyszłością przez sms'a?
 Wstałam prędko z podłogi i jednym ruchem ręki sprawiłam, że on uczynił to samo. Po chwili staliśmy złączeni w ciasnym uścisku. Czułam, jak wtulał twarz w moje włosy, jak jego ciało leciutko podrygiwało w rytm spazmów wywołanych płaczem, a jego łzy moczą mi koszulkę. Nie przeszkadzało mi to zupełnie. Głaskałam go delikatnie po plecach, a jego oddech zaczął się wyrównywać.
-Ja.. Nie rozumiem.. Co ja takiego zrobiłem? Tak... nagle...po prostu... I... Ona...Przez sms'a..Jak mogła?- szlochał.
-Cii...Cichutko. Wszystko będzie dobrze..- próbowałam go uspokoić.- Rozumiesz? Nie zasługiwała na ciebie. Zachowała się jak pierwsza lepsza szmata. Nie powinna tego robić. Cii... Jestem z tobą. Nie jesteś sam. Nie przejmuj się. Nie była ciebie warta...- szeptałam mu do ucha.
-Ja ją kochałem Alice. Rozumiesz? Kochałem.- wycedził- A ona wszystko zniszczyła. Napisała tylko: (tutaj chłopak zmieniła głos na bardziej piskliwy) "Z nami koniec. To nie miało sensu. Nie pisz do mnie więcej. Żegnaj" I tyle. Nic więcej. Żadnego 'przepraszam' , ani 'żałuję'.  Tylko ten jeden głupi sms. Alice... Powiedz mi... Czemu ja? Nie chce być egoistą, ale czemu ja a nie na przykład sąsiad z naprzeciwka? Kurwa... Dlaczego? Alice...- czułam na plecach jak ściska ręce w pięści. Wyswobodziłam się się z jego uścisku i ujęłam jego twarz w obie dłonie.
Patrzał się na mnie oczami pełnymi bólu i nie zrozumienia.
-Jestem zwykłym śmieciem- wychrypiał cicho.
Naprawdę zrobiło m się go żal. Jak ona mogła mu to zrobić? I dlaczego? On nie zasługuje na takie traktowanie...
-Nawet tak nie mów. Śmieciem to może być co najwyżej ona. Musisz znać swoją wartość. Masz wielu przyjaciół i dla każdego z nich jesteś bardzo ważny. Dla mnie, dla Melody, a tym bardziej dla chłopaków. Nie możesz zamknąć się w sobie, tylko dla tego, ze ona sądzi inaczej. A poza tym...- zrobiłam krótką pauzę.- Ty jesteś Zayn Malik. Bożyszcze nastolatek. Jesteś członkiem jednego z najlepszych zespołów dwudziestego-pierwszego wieku. Nie możesz się załamać. Musisz być silny i pokazać swoim fanom, ze dasz sobie radę. - skończyłam swój monolog, czule poprawiając mu włosy.
Mulat spuścił głowę i wyszeptał w podłogę:
-Ale ja jestem tylko człowiekiem. Nie wiem czy sobie z tym poradzę. Nie dam rady.
-Nie wolno ci tak myśleć. Pamiętaj: nie ważne co się stanie, ja będę cie wspierać. Zawsze i wszędzie.- chłopak podniósł wzrok i posłał mi coś na kształt uśmiechu.- Powiedz sobie "Dam radę" i idź na przód spełniać marzenia.- wyszeptałam ścierając mu z policzka ostatnie łzy.- A teraz...- dodałam nieco głośniej- Zrobisz coś dla mnie?- zapytałam, mierzwiąc mu, dopiero poprawioną przeze mnie fryzurę.
-Wszystko. -wyszczerzył się przyjaźnie.
-Pokarzesz jej, ze jesteś silny. Że dasz sobie radę i jesteś ponad to wszystko. Bo właśnie o to jej chodzi. Abyś się załamał. Zrobisz to dla mnie?
Zayn zrobił zamyśloną mina i po chwili powiedział:
-Jeżeli mi pomożesz, zrobię wszystko.
Tym razem to on wziął mnie w ramiona. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, napawając się przy okazji zapachem jego perfum i rzekłam:
-Pomogę. Jesteś moim przyjacielem Zayn. Choć znamy się krótko, to już mogę to stwierdzić. Wiesz... nie którzy potrzebują nieco więcej czasu na takie wyznania, ale ja miałam go już tyle, że potrafię przejrzeć każdego na wylot. A jak pewnie wiesz, przyjaciele sobie pomagają. I obiecuję ci, że będę starała się zawsze ci pomóc, naprawdę.
 Nawet nie poczułam jak po policzkach zaczęły cieknąć mi łzy. Tym razem to ja moczyłam mu koszulkę. Co za ironia losu...
-Ej..Mała. Nie płacz. Nie masz czemu. To ja powinienem ty siedzieć i lamentować, a jak widzisz, dzięki  tobie tak nie jest. Dziękuję ci Alice. Dziękuję, ze mi pomogłaś i mnie wysłuchałaś. Doceniam to. Dziękuję ci za wszystko.- pocałował mnie w policzek - I obiecuję ci to samo. Od teraz jestem do twojej dyspozycji. A teraz.... Może uczcimy jakoś naszą przyjaźń?- zapytał robiąc rozbrajającą minkę.
Nie wytrzymałam i zachichotałam cicho.
-Dobrze. Ale z tobą już nie piję - stwierdziłam. Skoro mam  w końcu wyzdrowieć nie powinnam mieć pretekstów do... Ahh.. nie ważne. Uniosłam lekko brwi i dokończyłam: -Nie mam ochoty siedzieć cały dzień z głową w kiblu.
 Podczas rozmowy powoli zaczęliśmy zbliżać się do reszty. Chichocząco, wygłupiający się tłumek nawet nie zauważył naszego braku, a tym bardziej naszej rozmowy. To dobrze. Nie za bardzo lubię się afiszować swoimi uczuciami, a tym bardziej nie lubię gdy ktoś się nade mną użala albo lituje. Zdradzić nas jedynie mogły powoli schnące już łzy i zaczerwienione policzki.
-No dobrze... To może pójdziemy do Starbucksa? Dawno nie piłem porządnej kawy...-rozmarzył się.
Dałam mu sójkę w bok, aby zszedł na ziemię i kiwnęłam lekko głową, wyrażając tym swoją zgodę na wypad.
-Okey. Tylko, że zaraz jedziemy z Hazzą po...
-Liam!- zawołał Harreh jednocześnie przerywając mi wypowiedź. Zaciekawiona podeszłam bliżej chłopców. -Musimy pojechać do menago. Jakaś ważna sprawa- powiedział wznosząc oczy ku niebu. Podeszłam szybko do zielonookiego, który zakładał już drugiego buta. Trzeba to wyjaśnić...
-Hazz?- pociągnęłam go lekko za nadgarstek.
-Tak?- momentalnie odwrócił się w moją stronę. -Co się stało?
-A nie miałeś przypadkiem pojechać ze mną po Jacksona?- zapytałam unosząc jedną brew.
Chłopak stanął przede mną zakłopotany. Kiwał się to w przód to w tył i przystępował  z nogi na nogę. Zupełnie jakby chciało mu się siusiu.
-All... Ja.. Przepraszam. Ale..To bardzo ważne. Następnym razem na pewno... Ale...- lekko poczerwieniał na buzi.
-Okey.- pogłaskałam go po poliku.- Nie martw się. Damy sobie jakoś radę.
-Napewno? Bo ja mogę...- zaczął, ale zakryłam mu usta dłonią.
-Tak, jedź. Bo jeszcze się spóźnicie.- dyskretnie zerknęłam w stronę drzwi. Jego wzrok powędrował w kierunku obiektu na który zerkałam. Był nim Liam.
 Stał już gotowy przy drzwiach i wytuptywał w dywanie krótką ścieżkę. Gdy zorientował się , że na niego patrzymy, złapał za klamkę i zawołał:
-Idę wyprowadzić samochód! Jak nie chcesz, żebym pojechał bez ciebie, to zabierz swą włochatą dupę w troki i jazda do auta!- krzyknął już z za drzwi.
-A właśnie, że bym chciał.- mruknął pod nosem.
-Słucham?!
Harry aż podskoczył.
-Już idę!- wydarł się.- Nie bulwersuj się tak. Ma okres, czy co?- dodał na boku.
Zachichotałam, a za sobą usłyszałam głęboki głos.
-Ja z nią pojadę.- zdeklarował się Malik.- Pojedziemy moim autem. A przy okazji wpadniemy do Starbucksa.- kończąc zdanie, zaczął zabawnie poruszać brwiami.
Posłałam mu promienny uśmiech i z wyczekiwaniem spojrzałam na Loczka.
Hazza zlustrował go wzrokiem, wzruszył ramionami i rzekła wreszcie:
-No dobrze...- specjalnie przeciągnął ostatnią samogłoskę. -Ale.. Alice?- zwrócił się do mnie.
-Tak?
-Nie gniewasz się na mnie?- przyciągnął mnie do siebie.
-Troszkę- odparłam odwracając głowę. Poczułam jak chłopak, ustami muska płatek mojego ucha.
-A teraz?- jego szept sprawiał, że ciarki przeszły mi po plecach.
-Nic z tego. Nadal się gniewam.- wymruczałam, drocząc się z nim. Chwila.. CO? JAK TO WYMRUCZAŁAM? Od kiedy ze mnie taka uwodzicielka? Coś ze mną nie tak...
 Jego twarz znajdowała się na tyle blisko mojej, że gdybym tylko chciała, mogłabym go w każdej chwili pocałować. Patrzyłam na nie zachłannie. Czułam się jak zahipnotyzowana. W ostatniej chwili opamiętałam się i jednak nie skorzystałam z okazji.
Chłopak przytknął swoje czoło do mojego i cicho się zaśmiał. Dobrze wie, jak na mnie działa i jeszcze specjalnie mnie prowokuję. Jest z niego niezłe ziółko, nie ma co.
-Wiesz, ze cie kocham.- to nie było pytanie. Raczej stwierdzał fakt.
-Wiem.- mimowolnie westchnęłam.
-Do zobaczenia wieczorem- powiedział wypuszczając mnie z ramion i całując w czubek głowy na odchodne.
-Będę czekać- wyszeptałam spuszczając głowę, a on zniknął w drzwiach.
Przeczesałam włosy dłonią i odwróciłam się na pięcie.Co ja w ogóle robię? Jestem jakaś psychiczna...Nie długo zupełnie stracę dla niego głowę (jeżeli już tak nie jest). Matko święta... Co ja wyprawiam? Nie potrzebnie tu przyjechałam.. Roztapiam się, gdy przebywam w tym samym pokoju co on, na dźwięk jego głosu przechodzą mnie ciarki.. Wyliczać dalej?
Pragnę należeć tylko do niego. Być z nim, kochać go... Cholera jasna! Znowu to samo.
To jest chore. Sama sprawiam sobie ból. Jestem masochistką. Małą, pierdoloną masochistką. A Harry...? On, w jakiś nie wytłumaczalny sposób uczestniczy w mojej dziwnej grze.
On nie będzie chciał mnie znać, jak dowie się jaka naprawdę jestem, co ze sobą robię... A co dopiero kochać?
Sama piszę swoje życie, swoje żałosne "Love Story", którego koniec nie będzie Happy Endem. Nie.. Będzie raczej przepełniony bólem i nienawiścią. To będzie raczej mocny thriller, a nie zabawna komedia romantyczna. Będzie przepełniony moim bólem i jego nienawiścią.
"Kocham cie Harry" -pomyślałam. Szkoda tylko, że nie przejdzie mi to przez gardło.
  Przy okazji, o mało co nie stratowałam Zayna.
-Mała... Widzę, ze coś cie gryzie...- zaczął.
Odepchnęłam go od siebie. Nie mam nastroju na jakieś przytulanki.
-Mała to jest twoja pa..- a jednak- coś pozostało z mojego dawnego życia. Sama nie iem skąd bierze się u mnie ten cynizm.
Chłopak uniósł jedną brew. Widocznie domagał się wyjaśnień.
-Przepraszam. Chodźmy już. Przyda mi się trochę kofeiny.- powiedziałam, kierując się ku wyjściu.
Mimo moich ponagleń, Zayn nie ruszył się ze swojego miejsca ani o krok. Stał za to i przyglądał mi się uważnie. Prawdopodobnie próbował mnie rozgryźć. Mogłam się tylko domyślać, ze na myśl przyszło mu to, że zwariowałam. No cóż.. Nie zaprzeczyłabym. Mało mi brakuje do wizyty w wariatkowie.
 Dopiero gdy złapałam go za przed ramię i pociągnęłam w stronę drzwi, ruszył się i zawołał za sobą, ze wychodzimy.
-Zayn...
-Tak? -jedną nogą był już w swoim pięknym, czarnym ferrari.
Chciałam zadać mu jedno ważne pytanie, ale stwierdziłam, ze poczekam z tym, aż dojedziemy na miejsce. W ostatniej chwili zmieniłam zdanie.
-Mogę zapalić?- mmmm... już wiem co tak bardzo mnie kręci w takich brykach.
 Mknęliśmy po autostradzie, a ja wygodnie rozsiadłam się w tym boskim, skórzanym fotelu. Rozsiadłam? To za mało powiedziane. Ja się na nim wręcz rozwaliłam.
-Jasne. Tu masz popielniczkę.- odparł, wskazując mi mały schowek przy drzwiach.
-Dzięki.- z tylnej kieszeni spodni, wyciągnęłam paczkę swoich mentolowych przyjaciółek. Wyciągnęłam jedną, podpalając ją od razu. Z satysfakcją zaciągnęłam się szlugiem. Poczekałam, aż dym zaległ w moich płucach. Uwielbiam to uczucie drapania w nich. Powoli, z zamiłowaniem wypuściłam parę idealnych kółeczek z dymu.
-Chcesz?- zapytałam, przystawiając mu papierosa do ust. Zaciągnął się i po chwili wypuścił chmurkę smogu.
  Kończąc już, otworzyłam okno i wyrzuciłam przez nie peta. Znów chciałam zatopić się w tym niesamowicie wygodnym siedzeniu, ale okazało się, że jesteśmy już na miejscu. Zanim się zorientowałam, Zayn stał już przy moich drzwiczkach i służył pomocą przy wysiadaniu. Był szybki niczym Edward ze Zmierzchu.
-Dżentelmen się znalazł- zaszydziłam cicho.
 Puścił moją uwagę mimo uszu i razem poczłapaliśmy w stronę wejścia do naszej ulubionej kawiarni.
  W środku nie zastaliśmy wielkiego tłumu. Jedynie jakiś chłopak, mniej więcej w naszym wieku, sączył samotnie kawę z wielkiego kubka, para staruszków siedziała na kanapach w kącie, zajadając sernik z malinami i jakaś para połykała się na siedzeniach barowych. Tak, nie przesłyszeliście się. POŁYKAŁA. Bo normalnym całowaniem nie można tego nazwać.
  Podeszliśmy powoli do lady, zastanawiając się, co każdy z nas chciałby zamówić.
-Jedno late grande i jedno carmel frappucino poproszę. - usłyszałam, ku mojemu zdziwieniu, jak brązowooki składa zamówienie. Dałam mu sójkę w bok, na co on odpowiedział tylko lekkim wzruszeniem ramion.
-Na miejscu, czy na wynos? -zagruchała cienkim głosikiem, mała tapirowana plastikara, robiąca tu za kasjerkę. Trzepotała tak swoimi doklejanymi rzęskami, że bałam się, czy zaraz na nich nie odfrunie, niczym mały jednorożec do Nibylandii.
-Na miejscu- zdecydował chłopak, nie przejęty wcale, desperacką próbą  zwrócenia na siebie uwagi, tonącej w samoopalaczu kasjerki.
  Gdy  neonowa panienka odeszła, realizując nasze zamówienie, ponownie szturchnęłam chłopaka w ramię.
-Na miejscy, czy na wynos?- udałam piskliwy głos dziewczyny. Nawinęłam pasmo swoich włosów na palec wskazujący i kręciłam nim jak serialowa słodka idiotka. Już po chwili cała kawiarnia tonęła w wesołym śmiechu Mulata. Śmiałam się razem z nim.
-Zarywa do ciebie skarbie. - wydusiłam przez śmiech.
-Oj... wcale, ze nie. Może ona tak do wszystkich klientów?- zasugerował, choć sam wiedział, ze to nie prawda.
-Jasne, że tak. Jeżeli mówiąc każdy, miałeś na myśli siebie.- wystawiłam język.
 Chłopak zerknął w stronę blondynki. Nagle drgnął i chwycił mnie za rękę.
Przyciągnął mnie do siebie i szepnął na ucho:
-Mam pomysł. Rób to co ja a przekonamy się o co naprawdę jej chodzi.
-Kochanie- dodał głośniej.- Jesteś taka piękna.- przejechał opuszkami palców po moich ustach. Kasjerka, zmierzająca w naszą stronę, o mało nie upuściła naszego zamówienia. A we mnie coś drgnęło. Choć wiedziałam, ze tylko żartuje, zaczęłam się zastanawiać.
Zerknęłam przelotnie na dziewczynę, która w tym momencie stała z rozdziawionymi ustami i spojrzałam Zaynowi w oczy. Dostrzegłam w nich wesołe ogniki, ale oprócz nich, tez coś dziwnego. Taką.. hym.. Powagę i zdecydowanie.
Delikatnie musnęłam jego usta. Przez chwilę stal zaskoczony i nie wiedział co ma robić. Zanim zdążyłam się obejrzeć, sytuacja się zmieniła i staliśmy wtuleni w siebie, złączeni jednym oddechem.
 Zayn całował inaczej niż Harry. On robił to z pasją i zatracał się w tym, gdy od Harrego bił tylko głód, pożądanie i dziwne pragnienie. Wplątał jedną rękę w moje włosy, a ja wsadziłam mu rękę pod koszulkę. W tym samym momencie, poczułam takie dziwne łaskotanie w brzuchu. Tak, jakby coś w nim latało... Motylki... Tak  to się nazywa? Nigdy czegoś takiego nie czułam..
-Emm... Przepraszam.- wyjąkała troszkę przestraszona naszym zachowaniem dziewczyna, jednocześnie ściągając nas spowrotem na ziemię. Oddaliłam się od niego tylko na chwilkę, by zaraz móc wślizgnąć się pod jego ramię. Wtuliłam się w jego umięśniony tors, a on przysunął się bliżej.
-Słucham.- odparł posyłając zniewalająco piękny uśmiech lasce za ladą.
-Papapapa.. Pańskie zamówienie.- powiedziała w końcu, dygocząc niczym galareta.
W sumie to się jej nie dziwię. Większość dziewczyn tak właśnie reaguje na widok Zayna.
Chłopak podał jej 20 funtowy banknot, nie żądając reszty i zabrał od niej nasze kawy. Na do widzenia puścił do niej oko i ruszył w stronę małego kącika, ze mną przy boku.
 Siadając na dużym wiklinowym fotelu, zachęcił mnie, abym usiadła na jego kolanach. Przez moment zwątpiłam,ale w końcu zdecydowałam się spełnić jego prośbę.
-Zayne..?- szepnęłam cicho.
-Tak?
-Co o tym sądzisz?- zerknęłam na niego nieśmiało.
Chłopak, podobnie tak jak wcześniej, wybuchnął śmiechem. Siedząc na jego kolanach, byłam skazana na porządne drgawki wywołane tym nagłym atakiem wesołości.
 Lekko zirytowana, wywróciłam oczami.
-To nie jest śmieszne- rzuciłam oschle.
-Ależ jasne, ze jest.- zaprzeczył, ciągle się śmiejąc.
 Ręce zaczęły mi drżeć, a napój znajdujący się w moim kubku, lekko chlupotał. Rozgoryczona wyplątałam się z jego uścisku. Stanęłam na przeciw niego cała rozedrgana. Puls mi podskoczył, serce zaczęło mocniej bić. Z nerwów nie wiedziałam co zrobić z rękoma, więc zacisnęłam palce, jeszcze mocniej na moim kubku.
-Zayn! To nie jest śmieszne.- powtórzyłam.- Może dla ciebie tak, ale ja... my... Nie powinniśmy tego robić. Dla ciebie to tylko część żartu, ale ja... ja..- nie wiem dlaczego, ale nie mogłam zebrać myśli. Zakręciło mi się w głowie, a przed oczami stanęły mi mroczki. Przeraźliwy ból ścisnął mój żołądek.
 O nie... Tylko nie to...
Przerażona swoim stanem, zawołałam:
-Muszę stąd wyjść..!
Zdezorientowany chłopak momentalnie znalazł się przy moim boku.
-All.. co ty...?
-Teraz! Musimy stąd wyjść...Zayn.. - nie było mi dane dokończyć zdania. Nogi ugięły się pode mną, a kubek wypadł mi z rąk. Ostatnim słowem jakie zdążyłam powiedzieć było: "Ratuj"
   Leżałam bezwładna na ziemi, ostatkiem sił próbując się chwycić otaczającej mnie rzeczywistości. Moje oczy zdążyły zarejestrować przestraszone spojrzenie przyjaciela.
Jedynie jak przez szklaną bankę dochodziły do mnie czyjeś krzyki i wycie syren karetki w oddali. Wycieńczona walką z dopadającą mnie pustką, poddałam się w końcu. Coraz głębiej wpadałam w czarną otchłań, a potem... Potem nie było już nic.


____________________________
Hej misie... kolejny rozdział dodany ;) Czekam na Wasze opinię. Osobiście sądzę, ze mógł wyjść on lepiej, no ale cóż... Tak bywa.
Wiecie co? Tak sobie przeglądałam inne blogi i zrobiło mi się samej siebie żal. Zazdroszczę takim dziewczyną ilości obserwatorów i komentarzy. Pod jednym postem mają niekiedy ich nawet 50. Ja nawet o tylu nie marzę. Wiem, ze to tylko moja wina, że nie komentujecie i nie obserwujecie. Mogłam starać się lepiej. I tak będzie. Postawie sobie za cel, zdobycie przynajmniej 25 komentarzy pod postem. ;) Mam nadzieję, ze mi się uda, a wy będziecie mnie w tym wspierać. Kocham Was koty, a kolejny rozdział już w przygotowaniu :)

Love you all,
       Alexx.

ps. Od teraz będę pisała tylko z jednej perspektywy- Alice. Tylko od czasu do czasu napiszę rozdział z punktu widzenia kogoś innego. Po prostu jest mi tak łatwiej. Może dlatego, że tak troszkę utożsamiam się z postacią Alice? Któż to wie..? ;) 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Rozdział 12

Z perspektywy Harrego.

  Po moim wyznaniu, All widocznie posmutniała. Przez około 20 minut dopytywała się jak wygląda moja wybranka, jaki ma charakter i zapewniała, że wszystko się ułoży, a jak dobrze pójdzie to, chce być druhną  na moim ślubie. Oczywiście nie powiedziałem jej, że wolałbym, żeby odgrywała dużo ważniejszą rolę. Na przykład: kobiety mojego życia, stojącą przy mym boku w pięknej białej sukni i przysięgającą mi wieczną miłość. Ahhh... Gdyby wszystko było takie proste. Gdyby ona tylko pamiętała tamtą noc. Tylko ja mam takie kurewskie szczęście. Hymm... Nie zostaje mi nic tylko zacząć od nowa. Obmyślając mój plan, wstałem z łóżka na którym leżeliśmy. Nie uszło to jednak uwadze Alice.
-Co jest?- zapytała zaciekawiona.
-Nic takiego- odparłem po chwili namysłu.- Nie sądzisz, że powinniśmy zejść już na dół? Sądzę, że lepiej nie trzymać ich dłużej w niepewności...- zachichotałem.
-W niepokoju...? Ale dlaczego?- zdziwiła się A.
Przewróciłem oczami i powiedziałem:
-Albo myślą, ze nadal wymiotujesz, albo sądzą, ze poddałaś się mojemu urokowi i...- odchrząknąłem znacząco- No wiesz... My...?
-Twojemu urokowi...- powtórzyła zamyślona.
All naglę olśniło. Na jej twarz wstąpił rumieniec, a sama wybuchła śmiechem.
-No tak... Ty jesteś Harry Styles. Najseksowniejszy męszczyzna na ziemi. Kto mógł by się tobie oprzeć?- zapytała nadal się śmiejąc.
-No ej... nie mów, że choć odrobinkę ci się nie podobam?- zapytałem spuszczając głowę.
Dziewczyna podeszła bliżej i mnie przytuliła.
-Jak mógłby mi się nie podobać tak wspaniały chłopak jak ty?- wyszeptała.
Na moment stanęło mi serce. Czy ona... A może jednak?
Ujęła moją twarz w swoje delikatne dłonie. Westchnęła cichutko i stanęła na palcach aby móc spojrzeć mi w oczy.
Rozwarłem lekko usta w oczekiwaniu na to co miało się za chwilę wydarzyć. Jednak tego zupełnie się nie spodziewałem.
Przybrała bardzo poważny wyraz twarzy i rzekła:
-Jesteś bardzo przystojnym chłopakiem. Naprawdę. Ale...
-Zawsze jakieś "ale"...- bąknąłem pod nosem.
Zaśmiała się cicho i znów przybrała swoją minę.
-Ale nigdy nie dorównasz Leonardo DiCaprio.- dokończyła.
Wytrzeszczyłem oczy w pełni zdumiony tym co usłyszałem. Dopiero po tym jak Alice cmoknęła mnie w policzek, dotarło do mnie, ze to był żart. Chyba...
Chwyciła mnie za rękę i wybiegła z pokoju ciągnąc mnie ze sobą. Razem zbiegliśmy po schodach i zajęliśmy wolne miejsca na kanapie.
Oczy wszystkich były skierowane w moją stronę.
-Już lepiej?- zapytała Melody, spoglądając znacząco na Alie.
-Tak, jest już okey.- odparłem.
I już po chwili cały salon ogarnęła wesoła atmosfera. Zayn żartował z Liamem, Niall brzdąkał na gitarze, Lou i Mel obściskiwali się na fotelu obok... Tak. Wszystko jest w normie.
Jedynie ja i All siedzieliśmy cicho, wtuleni w siebie nawzajem.
-Wiesz co, Harry?- zapytała po dłuższej chwili.
-Hymm...?- wymruczałem zanurzając twarz w jej pięknych włosach.
-Ja ciebie...- nie zdążyła dokończyć. Przerwał jej dzwoniący telefon. Na dzwonku miała ustawioną kawałek Nirvany- Rape Me.
Spojrzała na mnie przepraszająco.
-Odbierz- zachęciłem ją.- Powiesz mi później.
Kiwnęła głową na znak zgody i wcisnęła zieloną słuchawkę.
-Tak, słucham?
-Alice?- odezwał się męski głos
-Z tej strony.- odparła.
Cały salon zamarł w oczekiwaniu na dalszy ciąg rozmowy. All włączyła głośnik.
Usłyszeliśmy jak męszczyzna odetchnął z ulgą.
-ALICE. ELIZABETH. SMITH!- wydarł się po chwili. -CO TY SOBIE WYOBRAŻASZ? Nawet nie wiesz jak bardzo się martwiłem! Miałaś zadzwonić od razu jak będziesz na miejscu. A ty co? Nic! Żadnego odzewu. Dzwoniłem do ciebie z milion razy. Myślałem, ze.. No sam nie wiem. Silniki samolotu wybuchły i wszyscy zginęli.. Chociaż to mało prawdopodobne bo usłyszałbym o tym w telewizji.. I co ja... Ahh.. Zobaczysz! Jeszcze będziesz płaciła za mojego psychologa!
-Hej Jackson!- odpowiedziała z uśmiechem All. - Kocie...?
-Co? - ten "niby" Jackson powoli dochodził do siebie.
-A czy ty wiesz, że jesteś na głośniku i wszyscy cie ty słyszą?
Po drugiej stronie zapadła cisza. Dopiero po minucie chłopak ponownie się odezwał.
-Wszyscy, czyli kto?- zapytał cedząc słowa.
-No... Melly, Lou, Zayn, Niall, Liam, Hazz no i ja.- wymieniła
-To dobrze, że słyszą . Niech wiedzą jakiego miałaś wspaniałego przyjaciela zanim zszedł na zawał, bo tak bardzo się o ciebie zamartwiał.
Odetchnąłem z ulgą. Czyli to tylko przyjaciel...
All i Melly zachichotały cicho.
-Też cie kocham Jackson. Co u ciebie?
-Oprócz tego, zastanawiałem się czy jeszcze żyjesz, przez jakieś trzy dni, to zerwałem z Lucasem.- oznajmił.
Hym... Czyli Alie ma przyjaciela geja... Ciekawe...
-O kurcze. Tak mi przykro. Tak ładnie razem wyglądaliście. Co się stało?- A. wyraźnie zmartwiała.
-Nic. Po prostu stwierdziłem, że czas zerwać wszystkie wiadomości zanim wyjadę.
-Zanim wyjedziesz?! Ale gdzie?  I dlaczego?- dopytywała.
-Ups! To miała być niespodzianka, ale...
-Ale co?
-Stęskniłem się za tobą. a moi rodzice, jak wiesz, nie sprzedali naszego starego domu. Tak więc... LECĘ DO CIEBIE!- ostatnie zdanie wypowiedział tak radosnym tonem, że aż ciężko było się nie uśmiechnąć.
-Ale co? Jak to? Kiedy?- dziewczyna wyrzucała z siebie słowa z zawrotną prędkością.
-Odpowiadając po kolei- Jackson zaśmiał się cicho.- Ale nic. Normalnie. Iiii... Czekam właśnie na odprawę samolotu.
-Cholera, Jackson! Wiesz, ze nie lubię niespodzianek. Za ile masz odlot?- All chodziła już po pokoju w te i spowrotem.
-Za 25 minut. W Londynie będę za jakieś 2-3 godziny.Przyjedziesz po mnie.
-Dobrze. Wypatruj czarnego Jeepa. Ale miej ze sobą jakiś lód czy coś.- doradziła mu.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią zdziwieni.  Po co komu lód na lotnisku?
-Ale po co Ci  lód?- zapytał zdziwiony?
-Mi? Nie... Będzie potrzebny tobie. Jak już z tobą skończę.
-To nie cieszysz się, ze będziemy mieszkali (przynajmniej) w tym samym  kraju?- nie mogłem zobaczyć jego  miny, ale założę się, że przypominała minę zbitego szczeniaka.
-Jasne, ze się cieszę.- powiedziała szybko.- Tylko takie rzeczy ustala się wcześniej. Ohh... Przepraszam. Przylatuj, przylatuj... Pomogę ci się urządzić - wszyscy spojrzeliśmy na nią znacząco. All zarumieniła się i poprawiła. - Znaczy się, pomożemy.
-Dziękuję. Ale teraz muszę już kończyć. Za chwilę mam odprawę. Niedługo się zobaczymy. Papapa.
-No dobrze. Ale przywieziesz mi orzeszki, okey?
-No jasne. Tradycji stanie się za dość.- zaśmiał się chłopak.
-Racja. To papa. Kocham cie.
-Ja ciebie też. Pa- Jackson się rozłączył.
W salonie znowu zapanował gwar.Wszyscy dopytywali się o jej przyjaciela. O wygląd, charakter, gdzie mieszka i czemu mówił po angielsku. All na każde pytanie starała się odpowiedzieć jak najdokładniej.
-Hym... Jackson jest wysokim szatynem o pięknym uśmiechu i doskonałym poczuciu humoru. Jest najwspanialszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznałam- tu poczułem się nieco urażony- Jest wyrozumiały, szczodry... Zawsze potrafi doradzić i pocieszyć. Jackson od urodzenia mieszkał w Londynie, ale w wieku dwunastu lat przeprowadził się z rodzicami do polski. Dlatego mówił po angielsku. Oczywiście doskonale włada polskim jak i angielskim, ale woli rozmawiać ze mną swoim ojczystym językiem, bo i tak wie, że go zrozumiem. Jego ojciec zarządza wielką korporacją, więc wiedzie im się dobrze. Z Jack'iem znamy się już od dwóch lat. To znaczy znałam go już wcześniej, ale zaprzyjaźniliśmy się dopiero wtedy.- kończąc swój monolog uśmiechnęła się promiennie. Po chwili zwiesiła głowę i odchrząknęła cicho.
-Także...Mogłabym pożyczyć od was samochód?
-Jasne.- wyrwał się Li.
-Oczywiście.- zawtórował mu Niall.
-Pod jednym warunkiem- wtrąciłem sie.
I znów wszystkie spojrzenia były skierowane w moją stronę.
-Nie pojedziesz sama.- zadecydowałem.
Alice zrobiła zdziwioną minę.
-A z kim?
-Ze mną- posłałem jej jeden z moich najpiękniejszych uśmiechów.
Zmierzyła mnie wzrokiem, a następnie niepewnie przytuliła i powiedziała.
-Umowa stoi. To ja idę się ubrać.- i wybiegła z pokoju.
Zachichotałem pod nosem i prędko poszedłem w jej ślady.
All zamknęła się w swojej "komnacie", a ja poszedłem do tej na przeciwko jej. Mojego pokoju.
  Najpierw wszedłem pod prysznic. Gdy skończyłem się myć, wyciągnąłem z szafy koszulkę z napisem "Hipsta Please", szare szorty i czarne krótkie conversy i szarą czapkę Carhartt. Spryskałem się jeszcze moimi perfumami (ulubionym zapachem All) i wyszedłem z sypialni.
  Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy po drugiej stronie korytarza ujrzałem Alice dokładnie ubraną tak jak ja. Jej wersja różniła się tylko tym, że zamiast szarych szortów miała na sobie ciemne ćwiekowane krótkie spodenki. Na mój widok dziewczyna przystanęła.Nie pewnie podniosła rękę do góry. Zrobiłem to samo. Potem powoli podrapała się po głowie, co także powtórzyłem. W tym samym momencie postanowiliśmy zrobić pozę a'la Elvis.
-Hey baby... I'm Presley. Elvis Presley.- powiedzieliśmy jednocześnie.
Obydwoje wybuchliśmy głośnym śmiechem. Stara sztuczka ,a tak cieszy.
-Nie źle wyglądasz.- przyznałem, z trudem łapiąc oddech.
-Za to do ciebie, ten zestaw zupełnie nie pasuje.- wyznała All.
Zrobiłem minkę zbitego psiaka.
-Jak to nie?- zapytałem trzepocząc rzęsami.
-Żartowałam. Wyglądasz bosko.- zaśmiała się gładząc moje loki.
Nie... Tak nie może dłużej być...
Zadziałałem pod wpływem impulsu. Chwyciłem ją za nadgarstek, zmuszając, by spojrzała mi w oczy. W jej własnych dojrzałem błysk zaciekawienia.
Przesunąłem ją tak, aby plecami stykała się ze ścianą. Puściłem jej dłoń, ale tylko po to, aby pogładzić ja po policzku. Druga zaś spoczęła na jej talii.
-Harry...?- nie pozwoliłem jej dokończyć. Wszedłem jej w słowo.
-Kocham cie.- wyszeptałem.- All.. Tak bardzo cie kocham... Jesteś całym moim światem. Ucieczką od szarej rzeczywistości. Zrozumiesz to w końcu?- zapytałem cicho. Po policzkach ciekła mi jakaś słonawa ciecz. Nie wytarłem jej. Pozwoliłem aby spływała dalej.- Tylko ty się dla mnie liczysz. Tylko ty...- cały czas starałem patrzeć jej się prosto w oczy. Widziałem jak powoli zachodzą łzami, a uśmiech zamienił się w lekki grymas.
-Harry...- wyszeptała równie cicho, jak wcześniej ja.
Wpiłem się w jej usta, przerywając wypowiedź. Całowałem ją delikatnie, czule. Nie broniła się. Po chwili odwzajemniła pocałunek.
    Pracowaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna. Jakbyśmy czekali na siebie całe życie.
Nasze pocałunki stawały się coraz śmielsze. Alice wplotła swoją dłoń w moje włosy. Jej druga ręka błądziła po moim torsie.
Nie pozostałem jej dłużny. Podsadziłem ja tak, ze teraz jej nogi opierały się na moich biodrach, a plecami nadal stykała się ze ścianą. Alie trzymała się kurczowo mych ramion. Każde z nas chciało stanowić jedność z drugim. Trwaliśmy w takim stanie do puki nasze oddechy nie zaczęły się urywać.
Postawiłem ją delikatnie na ziemię, nadal trzymając jej piękną twarz w swoich dłoniach. Jej policzki były zarumienione, a oczy spoglądały na mnie ufnie.
-Poszłabym za tobą nawet na koniec świata. Nawet i dalej. Ale...
-Mam dość tych ale. Alice... Kocham cie. Tak najprościej na świecie. Proszę cie tylko o jedno. Żebyś kochała mnie równie mocno jak ja ciebie.
  Między nami zapadła cisza. Słyszeliśmy tylko śmiechy i rozmowy z dołu. All osunęła się po ścianie i zakryła twarz. Usiadłem obok niej i czekałem.
-Żeby wszystko było takie łatwe...- westchnęła po chwili.
Pokręciłem głową.
-Życie nie jest łatwe. I nie o to w tym chodzi. Życie jest po to, abyś mogła docenić to co naprawdę jest dla ciebie ważne, a co możesz zostawić za sobą.- wymruczałem jej do ucha.
-A dla ciebie...? Co tak naprawdę się dla ciebie liczy...?- próbowałem doszukać się w jej głosie nutki ironii, lecz nic takiego nie znalazłem. Odpowiedziałem więc:
-Tylko ty.
I znów ta głucha cisza.
-Harry... Chciałabym... Naprawdę...Ale dla mnie... Ja... Proszę. Daj mi czas- wychrypiała troszeczkę zniekształconym od emocji głosem.
-Dostaniesz go tyle, ile będziesz chciała. Tyle, ile ci potrzeba. A ja... Je będę na ciebie czekał. Zawsze i wszędzie. Bo dla mnie liczysz się tylko ty. A najbardziej na świecie pragnę twojego szczęścia.- pocałowałem ją w czoło.
-Dziękuję ci. Dziękuję, ze rozumiesz.- odparła uśmiechając się nie śmiało.
-Za miłość się nie dziękuje.
Posłałem jej najpiękniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.

 ______________________________________________________

No hej kociaki. To znów ja. Przepraszam za... ojj, długą przerwę. Za bardzo zaniedbałam tego bloga. Ale wiecie... sprawy rodzinne, szkoła, zakaz na pisanie. Ale teraz postaram się bardziej regularnie  dodawać wpisy. Bardzo dziękuję Wam, że jesteście, czytacie i komentujecie. Naprawdę. Ale mam do Was małą prośbę. Proszę, jak tylko możecie, polecajcie tego bloga. Komentujcie jeszcze więcej. To wiele dla mnie znaczy. Bardzo lubię czytać szczere opinie na temat mojej pracy. To mnie bardzo motywuje.
Tak więc, czytajcie, komentujcie, polecajcie, obserwujcie.. A ja będę się dla Was starać ;)

Love You All,
  Alexx. <3

Ps Niedawno wróciłam z wycieczki z Londynu. Było przecudownie ^^

wtorek, 2 kwietnia 2013

Ask


Kociaki! Bohaterowie naszego bloga mają Aska ;D Także jeśli znalazł się kto chętny podręczyć ich troszkę pytankami, to nie pogardzą :3 Ja także posiadam aska więc jeżeli chcecie, to popytajcie.
Przy okazji... Przepraszam, że ostatnio nie dodaję rozdziałów.. Mam tak zwaną "karę na pisanie". Mama zabrała mi moją ukochaną teczkę w której piszę i wiecie... tylko w niej piszę :c Postaram się jak najprędzej odebrać ją i podjąć się pisaniu nowego rozdziału :) Kocham Was bardzo...

Alexx. <3


Ps. O mało bym nie zapomniała :p

ASK:

Bohaterów ( jeśli postanowiliście już zadać pytanie, koniecznie napiszcie do którego bohatera ^^):

http://ask.fm/DreamsComeTrue77

Autorki:

http://ask.fm/Truuue7


Love You all...

Alexx.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Rozdział 11

Z perspektywy Alice

  To był ciężki dzień. Nie dość, że Niall pojechał do szpitala to jeszcze od rana męczą mnie nudności. I za nic nie mogę sobie przypomnieć, co się wczoraj wydarzyło. Nic. Pustka. A przecież tak dużo nie wypiłam. Najwidoczniej mam słabą głowę do alkoholi. Trudno. Mogę mieć tylko nadzieję, że nie zrobiłam nic głupiego.
  Teraz siedzę w salonie na kanapie przykryta kocami, z kubkiem kakao w ręku i oglądam jakiś naprawdę durny film. Te filmy z roku na rok robią się coraz gorsze.
Wyłączyłam telewizor jednym zgrabnym ruchem i zagrzebałam się w moim prowizorycznym kokonie. No to teraz zostało mi tylko czekać na chłopców.
 Jednak i to nie trwało zbyt długo. Jakieś pół godziny później do domu wparowali roześmiani chłopcy. Chyba nie zauważyli mnie pod tą stertą koców, bo wszyscy trzej rzucili się na kanapę, jednocześnie mnie przygniatając. Syknęłam z bólu, a oni odskoczyli jak oparzeni.
Jęknęłam przeciągle i powiedziałam:
-Zaraz i mnie będziecie musieli wieźć do szpitala. Nie dość, że chce mi się wymiotować, to jeszcze będę połamana.
Harry pogłaskał mnie po policzku i przeprosił. To samo Niall i Liam. Pocieszona tym, że nareszcie wrócili, zapytałam:
-A co z twoją nogą Niall? Już jest okey?
-Można tak powiedzieć. Za tydzień jadę na zdjęcie szwów.
-Rozumiem. A jak przeżyłeś igłę? Nie bolało?- zachichotałam.
-Gdybyś go tylko widziała! Gdy pielęgniarka ją tylko wyciągnęła, ten momentalnie zbladł i zaczął krzyczeć, żeby go stamtąd wypuścić.- biedny Liam. Nie mógł wytrzymać. Zataczał się ze śmiechu. Hazz zresztą też.
-Oj tam... Myślałam, że będzie gorzej.- wyszeptał Irlandczyk.
-Nie przejmuj się nimi kocie. - pocieszyłam go. - Ja mam lęk wysokości.- wyznałam mu i puściłam oczko.
Rozejrzałam się po pokoju i stwierdziłam, ze kogoś tu brakuje.
-Zayn, Melly, Louis!- wydarłam się.- Dzieciaki wróciły!
-Jakie dzieciaki?- Loczuś był najwidoczniej zdezoriętowany.
-A tak jakoś mi się powiedziało- wyszczerzyłaś zęby w uśmiechu.
Po paru chwilach po schodach zeszli Lou i Melody. Zayn wyszedł z kuchni z butelką piwa. Gdy podszedł bliżej, poczułam zapach trunku. Momentalnie zrobiło mi się nie dobrze. W dodatku musiałam zblednąć, bo zaniepokojony Malik zapytał:
-Alice, co ci jest?
Nie odpowiadając mu na pytanie, zerwałam się szybko na równe nogi i w biegu dopadłam do drzwi łazienki. Zdążyłam się jeszcze tylko nachylić nad muszlą, a już po chwili coś co kiedyś było jedzeniem spotkało się z jej dnem.
 Usłyszałam ciche pukanie do drzwi i zmartwiony głos Stylesa:
-Alice? Wszystko dobrze?
-Nie. Idź stąd.- zdołałam jedynie wycharczeć zanim kolejna porcja niestrawionej pizzy zniknęła w toalecie.
Harold ignorując moje słowa, wszedł do łazienki, zatrzasnął drzwi i zebrał mi włosy z twarzy.
-Proszę, wyjdź. Nie chce żebyś widział mnie w takim stanie- ledwo zdołałam unieść głowę.
-Nigdzie stąd nie wyjdę. Zrozum to. Martwię się o ciebie- w tym momencie przyłożył mi mokry okład do czoła- A poza tym, wiele razy widziałem jak wymiotujesz.- chociaż go nie widziałam i tak wiedziałam, ze się uśmiecha.
-Tylko, ze wtedy byłam na tyle wcięta, że się tym nie przejmowałam.
Zachichotał cicho, a mnie znowu złapały torsie. Wymiotowałam jak kot, ale on czuwała przy mnie i podtrzymywał mi włosy. Chwilami głaskał po plecach, a raz pocieszał. Nie odszedł.
 Co jakiś czas inni pukali do drzwi i pytali czy go nie zmienić oraz czy wszystko dobrze. Ale on za każdym razem zapewniał ich, że ze mną zostanie. Kochany.
-Harry. Naprawdę doceniam to, że jesteś tu ze mną, ale nie musisz tego robić- wysapałam.
-Alie. Już ci mówiłem, ze nigdzie nie idę. Będę tu tak długo jak będzie trzeba.
-Dziękuję.
-Your Welcome.
   Pod czas tej dwu godzinnej "łazienkowej przygody" miałam dużo czasu na rozmyślania. Co my właściwie wczoraj robiliśmy...
 W jednym momencie zalała mnie fala wspomnień. Zszokowana swoim odkryciem, uniosłam się raptownie i zatoczyłam. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa. Na szczęście Loczek zdążył mnie przytrzymać, tak abym się nie wywróciła.
-All? Co się stało?- zapytał wystraszony.
-Nic.- zapewniłam go choć było to kłamstwem.- Chyba już mi lepiej- stwierdziłam, co już zdecydowanie mniej odbiegało od rzeczywistości. Nie chciało mi się już wymiotować. Jedynie byłam trochę senna i bolała mnie głowa.
-Poczekasz chwilę? Musze się jeszcze ogarnąć. Zaprowadziłbyś mnie potem do pokoju? Boję się, że sama sobie nie dam rady...
-Oczywiście.-  powiedziawszy to, musnął lekko mój policzek i wyszedł zostawiając mnie samą. Machinalnie obmyłam twarz wodą i umyłam zęby.
CZEMU JA MU TO POWIEDZIAŁAM?! Nie, nie powinno tak być. Niepotrzebnie wyznałam mu miłość.. To się dzieje za szybko. Zaledwie wczoraj spotkałam go pierwszy raz od dłuższego czasu. Jaka ja jestem głupia.. Oczywiście, kocham go. Kocham go nad życie i jeszcze mocniej. Ale na to jeszcze za wcześnie- zadręczałam się w myślach.
 Wzięłam do ręki szczotkę i przeczesałam włosy.
"To pewnie przez alkohol" wmawiałam sobie. Ale wiem, ze było inaczej. Chciałam mu to powiedzieć. A wczoraj wieczorem nadarzyła się ku temu okazja. Ale skoro przez alkohol zapominam wielu rzeczy, to mogę udawać, ze nic nie pamiętam. Przynajmniej na razie. Zależy mi na nim, ale nie chce żeby znów ktoś złamał mi serce. A może on nic nie pamięta? Tak byłoby nawet lepiej. Gdy będzie odpowiednia chwila, znów powiem mu jak bardzo go kocham. Ale nie teraz.. Jeszcze nie.
  Powoli wyszłam z łazienki i pozwoliłam aby Styles obioł mnie w talii i poprowadził po schodach na górę. Gdy znaleźliśmy się już w pokoju, usadził mnie na łóżku i sam usiadł obok. Poczułam się nieco niezręcznie. On musi o tym wiedzieć, ale ja postanowiłam dalej ciągnąć swoją grę.
-Jak się czujesz?- zapytał znienacka.
-Już lepiej.- odparłam.- Harry?
-Tak?- jego oczy zalśniły.
-Co się wczoraj działo po tym jak Liam zatańczył Gangam Style? Dokończyliśmy grę?
-Na twarzy Loczka zagościły różne uczucia; od zdezorientowania, po zdziwienie i gniew, do zrozumienia, smutku i bezradności.
-All... Naprawdę nie pamiętasz co wydarzyło się dalej?
Pokręciłam głową.
-Nie żartujesz?- zapytał ochrypłym z emocji głosem
-Nie.
Ujął moją twarz w swoje ręce i spojrzał w oczy. W tej chwili bardzo cieszyłam się, że tak łatwo przychodzi mi ukrywanie swoich uczuć. Gdyby nie targające mną w środku emocje, mogłabym nawet uwierzyć samej sobie, że nic nie pamiętam.
 Po policzku Zielonookiego spłynęła jedna samotna łza. Przegryzłam wargę i powiedziałam:
-Nie płacz. Proszę. Czy... czy ja zrobiłam coś złego?
W oczach Harrego zabłysły iskierki. Wyraz jego twarzy momentalnie się zmienił. Posłał mi piękny uśmiech i uniósł delikatnie jeden zbłąkany kosmyk mych włosów i wetknął mi go za ucho. Ten czuły gest sprawił, że się zarumieniłam.
-Nie. - odparła bawiąc się rąbkiem mojej koszulki.- Dokończyliśmy grę. Potem obejrzeliśmy film. I to wszystko.- i znów ten jego zawadiacki uśmiech zapierający dech w piersiach. Jednak nie dałam mu się zwieść. On jednak wszystko pamięta. Dlatego to tak wszystko streścił. Z jakiegoś powodu nie chce mi o tym powiedzieć. A po tak dobrze znanym mi blasku w jego oczach, mogę wywnioskować, ze ma jakiś plan. Teraz zostało mi go rozszyfrować.
 Uśmiechnęłam się i dałam mu buziaka w policzek.
-To dobrze.- ułożyłam się wygodnie w łóżku i odwróciłam do niego tyłem. Po chwili poczułam jak chłopak kładzie się koło mnie. Obioł mnie od tyłu i schował twarz w mych włosach.
-Kocie..
-Tak?- wymruczał.
-Co robisz?- zapytałam cicho.
-Wspominam dawne czasy...
Ah.. Pamiętam to. Te piękne czasy gdy mówiliśmy sobie o wszystkim. Przychodziliśmy do siebie do domu, włączaliśmy Coldplay w tle, kładliśmy na łóżku i się sobie zwierzaliśmy. Opowiadaliśmy sobie dosłownie o wszystkim. Tęsknie za tym. Wtedy wszystko było takie proste.
-Tęsknie za nimi- wyznałam.
-Ja też Alie... Nawet nie wiesz jak bardzo.- przytulił się mocniej.
Odwróciłam się do niego powoli i szepnęłam:
-Może to naprawimy? Niech będzie jak dawniej.
-Tak. Niech będzie jak dawniej.- zgodził się ze mną.
Puściłam do niego oczko i powiedziałam:
-No to powiedz A. co ci leży na sercu.
Zaśmiał się, przewrócił na plecy i złapał mnie za rękę.
-Zakochałem się.
                                                                             xx
 _________________________________________________________
Hello Kociaki! Przepraszam, ze tak późno. Już wiele osób pytało się mnie kiedy dodam kolejny rozdział. Miałam go napisany ale nie miałam kiedy wstawić. Na początku zawsze pisze na kartkach i dlatego.. Ale w końcu się zebrałam i go wstawiłam ^^ Mam nadzieję, ze się spodobał :) I dziękuję za wszystkie nominacje. Wstawię je gdy będę miała czas.. :3
Love yaa <3

ps. Czytam = Komentuje ;)



piątek, 1 lutego 2013

Rozdział 10

Z perspektywy Louisa
  
    Szwędając się bez konkretnego celu po całym domu, rozmyślałem o wszystkim i o niczym. Jednak w większości, moje myśli kierowały się w kierunku rodziny Horanów.
 Niall- słodki, kochany, sympatyczny idioto-łamaga. Że też właśnie dzisiaj  musiał rozwalić sobie tę nogę. Jasne. Kocham go jak brata, ale lepszej chwili nie mógł sobie znaleźć. On Harry i Liam pojechali do szpitala, a ja, Zayn, Melly i Alice siedzimy tutaj, w domu, zamartwiamy się o niego i sprzątamy ten syf, który po sobie pozostawił. Pięknie. A dzisiaj miało być tak cudownie. Bo ja i Mell...
 No właśnie. Melody... Piękna, mądra, przeurocza, dobroduszna,empatyczna, wesoła... Cóż. Mógłbym tak wymieniać w nie skończoność, ale nie mając czasu, przejdę do sedna sprawy. Zakochałem się w niej już bardzo dawno temu. Wow.. Zeszło już tak z trzy lata.. I nadal ją kocham. Jest moim oczkiem w głowie. Dla niej mógłbym poświęcić każdą sekundę mojego życia. I mam przeczucie, że ona myśli podobnie. Wyznałem jej to. I nawet pocałowałem. Ale oczywiście ktoś musiał nam przerwać. Tym ktosiem był nie kto inny, jak sam Niall. Boże... Rozumiem. Mi to jego młodsza kuzynka, ale czy on musi się we wszystko wpieprzać?
  Dobra.. Wracając do tematu... Gdy całowałem się z moją blond-włosom pięknością (a było to podczas gry w butelkę) poczułem, ze to coś więcej niż tylko zwykły, nic nie znaczący pocałunek. Był pełen namiętności i pożądania. Potem Melody wyszeptała mi do ucha coś w swoim języku. Gdybym tylko wiedział co to znaczy... Powiedziała: Ja też cię kocham" Ugh... A trzeba było się zapisać na dodatkowe zajęcia z języka polskiego gdy jeszcze był na to czas. A teraz? Teraz mogę się tylko obwiniać za to, ze nie słuchałem mamy. Wracając... Potem powiedziała mi ( już po angielsku) żebym przyszedł do niej nazajutrz(czyli dziś) do pokoju. Ale sądząc po stanie w jakim się znajduje, z zaproszenia nici. Chodzi teraz w tę i spowrotem po salonie i nie mogąc znaleźć zajęcia dla rąk.  Dzwoni co pół godziny to do Liama, to do Harreha i pyta co z Niallem. Oczywiście, pocieszamy ją wszyscy, że to nic poważnego, ale ona i tak nie daje sobie z tym spokoju. W końcu to jej kuzyn. Z opowiadań Nialla można wywnioskować, ze są dla siebie jak rodzeństwo. Gdybym tylko mógł...
  Z jakże długich rozmyślań, wyrwał mnie delikatny dotyk na moim policzku. Gdy się odwróciłem, moim oczom ukazała się Mell. Piękna jak zawsze, lecz lekko przygnębiona. Posłałem jej mój specjalny uśmiech, zarezerwowany tylko i wyłącznie dla niej. Odwzajemniła go i ujmując moją dłoń i prowadząc na górę po schodach. A jednak!!! Nareszcie będę mógł z nią normalnie porozmawiać.
   Gdy weszliśmy już do jej pokoju, nakazała mi gestem abym usiadł na jej łóżku, a ona sama usiadła przede mną na podłodze.  Długo nie myśląc, zszedłem z łóżka i usiadłem obok niej na dywanie.
-A więc... Nie wiem od czego zacząć.- wyznała.
-Najlepiej od samego początku- zachęciłem ją.
-Ty to wiesz jak zachęcić dziewczynę do mówienia- przewróciła oczami.
Zaśmiałem się- Znam inne sposoby.- mówiąc to, poruszyłem zabawnie brwiami.
-Czyli jakie?- zapytała.
-Jesteś pewna, ze chcesz się dowiedzieć?
Po chwili namysłu, dziewczyna kiwnęła głową, na znak zgody.
-Dobrze- szepnąłem i złożyłem na jej ciepłych ustach, słodki pocałunek.
Nie protestowała. Odwzajemniła go i trwaliśmy w nim od dobrych pięciu minut. Gdy skończyliśmy, przez dłuższą chwilę patrzeliśmy sobie w oczy. Mogłem ją teraz przejrzeć na wylot. Jej uczucia były wypisane na jej twarzy, jak na czystej kartce. Spodobał mi się ten widok. Bo to co zobaczyłem... Trudno opisać to słowami...
W końcu Mell odezwała się pierwsza:
-Twój sposób po części nawiązuje do tematu naszej rozmowy.- powiedziawszy to, uśmiechnęła się delikatnie.
-Naprawdę?
-Tak. Bo widzisz... Gdy wyznałeś mi, ze mnie kochasz... Cóż, Zaskoczyło mnie to.- pokręciła w roztargnieniu głową.- Wiesz, to nawet bardzo zabawne...
-Rozumiem, jeśli ty nie darzysz mnie takim uczuciem. Ale nie powinnaś się śmiać z tego, że...- zdenerwowałem się. Na szczęście blondynka przerwała mi zanim zdążyłem wybuchnąć.
-Nie Louis.-odparła spokojnie- To wcale nie tak. Chodzi mi o to, że to dość zabawne, ponieważ nigdy nie usłyszałam niczego podobnego od kogokolwiek. Bo tak naprawdę nigdy nie byłam w prawdziwym związku.- spuściła wzrok- Nigdy nie byłam wystarczająco dobra.
 Widząc, ze ledwo powstrzymuję się od płaczu, nie wiele myśląc, przytuliłem ją mocno.
-Dla mnie jesteś idealna. I zawsze będziesz.- wyszeptałem.
Melody otarła pojedyncze łzy, których najwidoczniej nie zdołała powstrzymać.
-Pamiętasz co ci powiedziałam tamtej nocy przy grze w butelce?- zapytała.
-Powiedziałaś, żebym nazajutrz do ciebie przyszedł.
-A chwilę wcześniej?- nie odpuszczała.
-Powiedziałaś coś w swoim języku. Niestety nie wiem co oznaczają te słowa.- przyznałem nieco zmieszany.
Melly wstała i podeszła do okna. Wpatrywała się w nie przez krótką chwilę. Ja także wstałem.
-To co ci wtedy powiedziałam...- odwróciła się.- Powiedziałam, ze też cie kocham.
Na chwilę zamarłem. A jednak to prawda. Ona mnie kocha... Sama to przyznała. Czyli jednak... Marzenia się spełniają.
Zrobiła kilka kroków w moją stronę. Podbiegłem do niej i wziąłem ją w ramiona. Ze szczęścia podniosłem ją i zakręciliśmy się wokół własnej osi. Roześmiani padliśmy na łóżko. Śmialiśmy się jeszcze przez chwilę, a następnie ona mnie pocałowała . Nasz pierwszy pocałunek odkąd jesteśmy oficjalnie razem. Pogłaskałem ją po policzku i zaśpiewałem cicho:
-I can't be no Superman. But for you I'll be Superhuman.
Zaśmiała się cichutko i powiedziała:
-Od dawna nim byłeś Louis. Od bardzo dawna...

__________________________________

I jak Koty? Rozdział dodany! Wiem,że krótki i trochę nudny.. Ale liczę na waszą szczerą opinię i dłuuugie komentarze :3 Love yaa all <3

Zrobiła kilka kroków w moją stronę

wtorek, 22 stycznia 2013

Rozdział 9

Z perspektywy Harrego
     Ahhhh...Przeciągnąłem się, lecz moja ręka natrafiła na przeszkodę. Zdziwiony, otworzyłem oczy i zobaczyłem śpiącą słodko, Alie. Przytulała się do mojego boku. Jej włosy były lekko zmierzwione, a ubranie trochę pogniecione. Wyglądała pięknie.
Ale chwila... Wait please... Co ona tu robi? Nie żebym się nie cieszył, ale to jednak trochę podejrzane.. Gdzie my jesteśmy?
Rozejrzałem się nie pewnie po pokoju. No tak. Jesteśmy w salonie. Na kanapie obok spali poprzytulani do siebie chłopcy. Na podłodze Louis i Melody także spali wtuleni w siebie nawzajem. Jeszcze raz zerknąłem na A. Wygląda tak niewinnie kiedy śpi.
   I w tym momencie zacząłem sobie wszystko przypominać. Wczoraj wieczorem. Pizza. Impreza. Alkohol. Gra w butelkę. Pocałunek z All. Film. Głupawka. Miłość. Ale wyznała, że mnie kocha... I ja jej też... JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZYM CZŁOWIEKIEM  NA ŚWIECIE!!!! Przepełnia mnie miłość, szczęście i ulga. Ona naprawdę mnie kocha... A ja kocham ją. I nic już tego nie zmieni. Niech porcelanowe słonie opuszczą swoje trąby, konie odzyskają podkowy, a czterolistne koniczynki zwiędną. Ja już mam swoje szczęście.
    Pogłaskałem dziewczynę delikatnie po głowie i pocałowałem w czubek nosa. Drgnęła, i jeszcze bardziej wtuliła się we mnie.
-Eeee... Co jest?- usłyszałem cichy głos zaspanego Nialla.
-A co niby miało by być?- zapytałem.
Blondyn wygramolił się z objęć Zayna i stanął niepewnie na nogach. Zachwiał się lekko i powiedział:
-Ugh... Jak mnie łeb napierdala... Co my tak właściwie wczoraj robiliśmy?
-Hym... Z tego co pamiętam to zrobiliśmy małą imprezę.
-Imprezę powiadasz?- Nialler przeczesał ręką włosy- No to trzeba zabić jakoś tego kaca. Chcesz kawy?- zapytał.
-Jasne.- odpowiedziałem- Ale zaparz więcej Inni niedługo się obudzą.
Blondasek kiwnął głową i zniknął w korytarzu.
  Jeszcze raz rozejrzałem się po pokoju. No tak. Wszyscy jeszcze śpią i najwidoczniej nie zamierzają się jak na razie obudzić. I co ja mam teraz robić?
  Leżałem dalej na kanapie bo nie chciałem obudzić All.
Nagle poczułem delikatne wibracje w tylnej kieszeni spodni. Ooo... komórka! Myślałem, że znowu coś się z nią stało.
 Na ostatniej imprezie Zayn chciał sprawdzić czy będzie unosiła się na wodzie i utopił ją w klopie. Nie dało jej się już naprawić. A jeszcze wcześniej, Louis rozjechał ją samochodem. Zarzekał się, ze nie zrobił tego specjalnie, ale ja i tak wiem, że było inaczej.
   Wyciągnąłem urządzenie z kieszeni i sprawdziłem kto jest nadawcą wiadomości. Oczywiście była to wiadomość od operatora:
TAK!!! NARESZCIE SIĘ UDAŁO!!! WYGRAŁEŚ GWARANTOWANĄ NAGRO...
Boże. Jak mnie wkurzają takie wiadomości. Wygrałeś nagrodę... Bla, bla, bla... Tak, jasne. Już lecę i wysyłam 96742832 sms-y z odpowiedziami na jakieś durne pytania. Naciągają tylko ludzi, a i tak nic nie wygrywasz, tylko masz jeszcze większe rachunki za telefon. Po prostu spełnienie marzeń. -,-'
 Usunąłem wiadomość i wszedłem na Twittera. Przejrzałem kilka tweet'ów, follownąłem parę osób i tweetnąłem do jednej Directionerki. Gdy zrobiłem to co miałem zrobić na portalu, wszyscy nadal spali. Byli do siebie poprzytulani tak jak wcześniej. Z tą małą różnicą, że Zayn zamiast obściskiwać Nialla, ślini się w poduszkę. Wygląda to tak komicznie. Postanowiłem, że zrobię im  zdjęcie  i wrzucę na Twittera. Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Właśnie je dodałem, gdy nagle...
BUM!!
Usłyszałem wielki trzask i brzęk tłuczonych naczyń. Niall.
Zerwałem się n a równe nogi, wyrywając się z objęć, w pełni obudzonej Alie. Nikt już nie spał. Mieli zdezorientowane miny. Nie zwracając na nich uwagi, pobiegłem jak najszybciej do kuchni. Zastałem tam Nialla, leżącego na podłodze. Miał rozciętą nogę, od kostki aż po kolano. Wokół niego leżały pozostałości po szklankach i rozwalona szafka, która wisiała nad zlewem.
Nagle chłopak wybuchł głośnym śmiechem.
-Pojebało cie? Rozciąłeś  sobie  nogę i rozwaliłeś szafkę, a ty się tylko brechtasz?- powiedziałem zbulwersowany?
-Prze...Przepraszam stary- wysapał.- Ja.. nawet nie wiesz jak to śmiesznie wyglądało. Właśnie parzyłem  kawę. Brałem czajnik do ręki, ale zapomniałem, że chwilę wcześniej robiłem sobie kanapkę i rękę miałem całą w maśle (nie pytaj czemu). No i wziąłem ten czajnik, ale mi się wyślizgnął . I gdy próbowałem go złapać ( tak, wiem, jestem głupi. Chciałem złapać gorący czajnik), to się poparzyłem, woda się wylała i się poślizgnąłem. Próbując się ratować, złapałem za rączkę od tej szafki. Ta spadła, a ja razem z nią. A reszty już się chyba domyślasz- przez całą swoją długą wypowiedź, ten głupek śmiał się tak głośno, że dziwię się, czemu sąsiedzi nie przyszli na skargę.
-No dobrze. To tłumaczy z kąt się wzięło to szkło i czo się stało z szafką. A co z twoją nogą?- zapytałem nieco łagodniejszym tonem.
-To chyba oczywiste?- zapytał z ironią w głosie.- Widzisz ten haczyk?- wskazał na hak wystający z połamanej szafki. Był cały we krwi.- Jak spychałem to coś z moich nóg, wbił mi się i rozdarł skórę. Boli jak cholera.
-No to pięknie. Trzeba cie zawieść do szpitala.- stwierdziłem.
-Dddo...  Szpitala?- wyjąkał przerażony.- Ale.. nie..- nie trzeba. Poleje się spirytusem i będzie okey.
-Niall...- przetarłem ręką twarz.- W szpitalu nie zrobią ci nic złego.Tylko  zaszyją tą brzydką ranę. Mówiąc szczerze, to to nie wygląda za dobrze.
-Tyle, że ja właśnie tego szycia boję się najbardziej. I igły...Uhh..- biedaczek wzdrygnął się na samą myśl o niej.
-Dobra. Nie marz się tak i wstawaj. Trzeba powiedzieć Liamowi żeby nas zawiózł.- powiedziałem pomagając blondynowi wstać- A tak poza tym, to ty nawet spirytusu się boisz.- zaśmiałem się cicho.
-Ha..Ha..Ha. Śmieszne.- odparł Niall i przewrócił oczami.
  Gdy doczołgaliśmy się wreszcie do salonu, wszyscy  krztali się po nim szukając jakiś rzeczy.
-Ej.. Ludzie. Musimy jechać do..
-Tak wiemy. Wszystko słyszeliśmy.- przerwał mi Lou.- Zaprowadź go do samochodu. Liam już czeka.
-Wow.- szepnął Nialler.- Nieźli są.
-Niall!- zawołała Melody, która właśnie biegła w naszą stronę.- Spakowałam ci torbę. Tak na wszelki wypadek. 
Przejąłem ją od dziewczyny, a chłopak przytulił swoją kuzynkę.
-Mamy jechać za wami?- zapytał Zayn.
-Nie. Nie ma po co. Tą ranę trzeba tylko zaszyć. Nie ma takiej potrzeby abyście jechali. Lepiej zostańcie i posprzątajcie ten bałagan. 
-No tak. Ty sobie jedziesz , a nam jak zwykle trafia się brudna robota.- stwierdził naburmuszony.
Zmierzyłem go wzrokiem i powiedziałem:
-Lepiej idź po szmatę. Trzeba jakoś zatamować tą krew.
Malik wystawił mi język i poszedł do łazienki. Po chwili przyszedł z małym ręcznikiem.
-Może być?- zapytał.
-Myhym...
Wziąłem go od niego i przyłożyłem do nogi Horana.
-Trzymaj- nakazałem mu.- Chyba, że chcesz pobrudzić tapicerkę.
-Jasne, że nie- oburzył się- Nie chciałoby mi się później tego sprzątać.
-Idiota.
Doszliśmy do drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. Przed domem czekał już na nas Liam. Podbiegł do mnie i przejął pałeczkę w postaci Nialla. Pomógł mu wejść do samochodu i rzucił mi kluczyki, które zresztą zręcznie złapałem.
-Ty prowadzisz. Ja usiądę z tyłu. Będę go pilnować.
 -Masz rację. Mógłby zrobić sobie jeszcze większą krzywdę.- odpowiedziałem z uśmiechem.
-Ej! Wszystko słyszałem!- wydarł się ze środka Irlandczyk.- I wcale nie trzeba mnie pilno...AUĆ!- jakby na potwierdzenie moich słów, chłopak próbując się podnieść, uderzył się w głowę.
Oboje z Liasiem wybuchliśmy śmiechem.
-I widzisz? Harry ma racje. Lepiej z tobą usiądę.- powiedział przez śmiech Li.
Blondyn tylko skrzyżował ręce i burknął coś pod nosem.
 Gdy Payne zajął już swoje miejsce, usiadłem za kółkiem. Odpaliłem auto i wyjechałem na drogę.
 To będzie długi dzień.

_______________________________
Hymm.. Rozdział nareszcie dodany!!! Ale nie koniecznie w 100% udany. Mógł być lepszy. A co wy o nim sądzicie? Piszcie w komentarzach. Bardzo lubię je czytać :3  
 i pamiętajcie:
CZYTASZ= KOMENTUJESZ  <3
ps. Mam grypę :c