Z perspektywy Niall'a
Mmmm...Jak wygodnie. Skuliłem się bardziej pod kołdrą by zachować wewnętrzne ciepło. Przez okno zarkały ranne promienie słońca. Ciekaw jestem, która to godzina...?
W tym samym momencie usłyszałem walenie do drzwi i krzyki chłopaków.
-Niall!!! Kochanie! Wstawaj... Słoneczko już na niebie...- mówił Louis.
-Louis.. Co ty dajesz? Z nim trzeba inaczej.- powiedział do chłopaka Zayn. Po chwili, tak się wydarł, że aż podskoczyłem ze strachu.
-Niall! Ty leniu śmierdzący! Wstawaj i otwieraj te zasrane drzwi!!! Bo jak nie...
-To co mi zrobisz?- odkrzyknąłem mu. Mogłem siedzieć tutaj cały dzień.
-To..To..- zmieszany Malik nie wiedział co odpowiedzieć.
Zaśmiałem się pod nosem. Uwielbiałem go wkurzać.
-Zayn. Daruj sobie. To się robi tak.- wyszeptał Liam. -Niall!! Harry właśnie smaży bekon. Jeżeli nie wyjdziesz, to ci cały zjemy!!!
Bekon? Czy on powiedział bekon?
Wybiegłem z pokoju z taką prędkością, że o mało co nie przewróciłbym Louisa, który stał najbliżej drzwi.
Chwila, chwila... Harry stał razem z resztą, a w powietrzu nie unosił się zapach bekonu. Byłem już w połowie schodów. Odwróciłem się do chłopaków i powiedziałem:
-Ej! Okłamaliście mnie! Nie wolno żartować z bekonu!!
Gdy usłyszeli moje wyznanie, wszyscy jednocześnie wybuchli śmiechem. O mało co się tam nie podusili. Idioci.
-Facepalm. Moglibyście już przestać i wytłumaczyć dlaczego nie pozwalacie mi spać?
Poczekałem jeszcze z dwie minuty, zanim się uspokoili i usłyszałem odpowiedź od Hazzy:
-Czyżby nasz Horanek zapomniał? Na prawdę? No to cię uświadomię. To dziś mają się przeprowadzić do nas, nasza droga Melody, oraz jej przyjaciółka Alice.
A no tak. Totalnie zapomniałem. Dzisiaj jest 5 sierpnia. To dziś dziewczyny przylatują do Londynu.
Uśmiechnąłem się do Loczka i zapytałem:
-A wiecie może, która jest godzina?
-Tak. Jest siódma rano. Czyli u dziewczyn jest koło ósmej.
-To po co mnie obudziliście? Mamy jeszcze sporo czasu.One mają samolot dopiero za dwie godziny. Czyli u nas, na lotnisku będą ok 12.
-Ale trzeba jeszcze posprzątać. Cyba nie chcesz przyjmować gości w takim syfie?- jak zawykle Liam był najbardziej wszystkim przejęty.Ale fakt. Po wczorajszej imprezie zostało wiele śmieci.
-Dobra. Pomogę wam posprzątać. Ale nie zacznę, dopóki nie dacie mi tego bekonu.
-Mogliśmy się tego spodziewać.-odparł Lou.
I znowu wszyscy zaczęli się śmiać. Tym razem śmiałem się z nimi.
-Okey. A teraz idź się ubrać, a my zrobimy ci śniadanie.
-Dobrze. Tylko pamiętajcie. Jajka mają być lekko ścięte, a dżem mali..
-Wiemy, wiemy.. Idż już.- powiedział zirytowany Malik.
Zaśmiałem się cicho. Mówiłem już jak uwielbiam ich wkurzać?
Poszedłem do pokoju i stanąłem przed szafą. W co by się tu ubrać?
Po pięciominutowym szperaniu w szafie, zdecydowałem się na czarne rurki, biały T-shirt z nadrukiem, szarą bluzę z kapturem i granatowego fullcapa. Może być.
Zszedłem na dół, nucąc sobie pod nosem.
Widząc talerz załadowany pysznościami, od razu zabrałem się do jedzenia.
-Mmmmm... Yummy!
-Dziękuję- odparł Daddy Direction.
Pochłonięcie zawartości talerz nie zajęło mi zbyt wiele czsu.
-Skoro już zjadłeś, to idziemy teraz posprzątać.
-Ale muszę..- nie lubię sprzątać. No, może tylko u mnie w pokoju, ale to co innego niż sprzątanie pustych butelek po piwie, czy czegoś co kiedyś było jedzeniem (tak, mówię tu o wymiocinach).
-Tak. Musisz. Sami sobie tego nie posprzątamy. Co to, to nie.
-No dobra. Już idę.
Wstawiłem naczynia do zlewy i poszedłem po worek na śmieci.
Hym.. Jest już 10:30. Porządki zajęły nam więcej czasu, niż myślałem. Ale warto było. Teraz przynajmniej nie będziemy musieli się tłumaczyć, gdy jedna z dziewczyn znajdzie parę brudnych bokserek za fotelem, albo na schodach. Pokoje Alice i Melody, też już przygotowane. Mam nadzieję, że im się spodoba...
_Ty.Marzyciel. Ocknij się. Zaraz trzeba będzie jechać po kociaki.- nabijał się ze mnie Harreh.
_Co? Jakie kociaki? Co ty masz chłopie z tymi kotami?
-No bo one są takie urocze.. Zupełnie jak dziewczyny :D
-Hahaha. Bardzo śmieszne. Ale pamiętaj Harry. Tylko tkniesz moją kuzynkę to ci łeb urwę.- zagroziłem mu. Harry bajeruje każdą napotkaną laskę, a nie chcę, żeby tak samo było z Mell.
-No dobra, dobra. Postaram się- wybuczał nie zadowolony loczek i poszedł do salonu oglądać telewizję.
Poszedłem do łazienki. Przejrzałem się w lustrze i poprawiłem czapkę. Jest okey. Mogę jechać po dziewczyny.
Schodząc po schodach wydarłem się do chłopaków:
-Jadę po dziewczyny! Nie rozwalcie domu!
-Ej! my też chcemy jechać!- krzyczał Lou.
-No właśnie!- dołączył Malik.
-Nie! wy zostajecie. Jeszcze je wystraszycie.- wytłumaczyłem im.
-Niall ma racje. My zostajemy w domu- uspokoił ich Liam.
-No dobra. Ale ja zaklepuję tą ładniejszą- wykłucał się Boo Bear.
-Haha. Chciałbyś. A tak poza tym , to obydwie są ładne.
-Może i tak, ale to i tak ja mam większe szanse. Mogę startować do obu, a try tylko do jednej.
-Ty myślisz, że one na ciebie spojrzą ,jak będę stał obok ciebie?- włączył się Harry.
-He,he,herbata ci jeszcze wystygnie- nabijał się Louis.
-Dobra. Koniec tego. Ja jadę, a wy zostajecie. i żadna z nich na was nie poleci- wyszczerzyłem się do tych dzieciaków i skierowałem się w kierunku drzwi.
-Jeszcze zobaczymy!- zawołali obaj na odchodnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz